wtorek, 14 września 2010

Na piątym piętrze był las

Od Zdjęcia Bloggera


Mój dziadek jest matematykiem. Ma doktorat, który obronił w 68 roku, zna siedem języków (Grecki, Rosyjski, Czeski, Węgierski, Łacinę, Francuski i Angielski), robił zdjęcia, i filmy, ale ukradli sprzęt, a później były aparaty cyfrowe.
Dawno temu, nie wiem jak dawno, ale pracował na Politechnice Zielonogórskiej(obecnie uniwersytet). Jeździł tam i mieszkał po dwa-trzy dni, bo miał wykłady itd. Jak byłem mały, miałem z 6 lat, to mnie ze sobą zabierał... Mieszkał w takim Ogrooooomnym bloku, Numer siedem, mieszkanie trzydzieści sześć, na piątym piętrze. Pamiętam że jechaliśmy pociągiem. Że biegałem jak wariat po pociągu, bo się nudziłem. Jak jechaliśmy przez Głogów, zachwycałem się fioletowym mostem, pamiętam Niedoraadz, jakąś miejscowość na "Ś", i miejscowość, której nazwa coś z wędlinami wspólnego miała... Nowa sól, ostatnia stacja przed Zieloną górą.Pamiętam jak dzisiaj, jak z okna przedziału widziałem zwalniający z piskiem, obraz, przesuwającego się, i zatrzymującego peronu trzeciego w Zielonej Górze. Było już wieczorem. Nie wiem która godzina, ale słońce chyliło się w stronę zachodu. Zatrzeszczało z głośników, kiedy dziadek otworzył drzwi. "Pociąg osobowy z Wrocławia do Zielonej Góry, przez... Wiechał na tor, przy peronie trzecim. Peron trzeci znajdował się przed rozjazdówką, na tym samym torze co peron pierwszy, tyle że oddalony o jakieś 100-150 metrów. Pociąg sennie stał na stacji, z zaciekawieniem obserwowałem wychodzących pasażerów. Zielone wagony drugiej klasy, jeden brunatno-żółty, też drugiej klasy z przedziałem bagażowym i rowerowym. Był też jeden czerwony wagon pierwszej klasy, którym zawsze jak byłem mały jeździłem. Bardzo się cieszyłem że wreszcie jechałem zielonym wagonem. Ciekawiło mnie czy czymś się różni. Niestety, rozczarowałem się, było więcej siedzeń i tyle. Słońce odbijało się od okien pociągu, który już nigdzie dzisiaj nie jechał. Zapytałem się dziadka czemu na tym torze są dwa perony. Odpowiedział coś, ale nie pamiętam już co. Zdziwiłem się że we Wrocławiu tak nie ma, skoro tu jest, to tam też powinno!
Przeszliśmy kawałek, za halę dworca, ale nie wchodziliśmy do niej, na postój taksówek, a później na przystanek autobusowy nieopodal dworca. Przyjechał autobus, wydawało mi się, że wszystkie autobusy są tymi wielkimi hałaśliwymi ikarusami. Ten był cichy, i miał automat z biletami w środku. Dziadek kupił bilety w autobusie. Lampy uliczne powoli zaczęły się zapalać. I widziałem oddalający się dworzec, widziałem dwa perony, po trzeci był jakoś dalej, i budynek dworca, z falowanym dachem, neonowym niebieskim napisem Dworzec PKP. Jechaliśmy chyba autobusem numer sześć, nie pamiętam, i wysiedliśmy na ulicy Podgórnej. Przeszliśmy obok mozaiki z jakimś człowiekiem. Zapytałem się co to za pan w tym okrągłym kołnierzu. Dziadek powiedział że to Gagarin.
Nie wiem kim jest ten cały Gagarin. Ale fajne ma imie. Poszliśmy schodami, a obok były na skośnym trawniku głazy, Dziadek powiedział, że to lodowiec je tu zaniusł. I poszliśmy do jego mieszkania.
Było ono w wielkim szarym smukłym bloku, z kolorowymi balkonami, na każdym balkonie coś stało.
Ulica szafrana siedem, mieszkania trzydzieści sześć. Zielona klatka schodowa, z dwiema windami, co kiedyś zjeżdżały do piwnicy, ale teraz nie jeździły do piwnicy. Piąte piętro. Dziadek powiedział że ma ptaszka w mieszkaniu. Nacisnął dzwonek i ptaszek ćwierkał, ale jak otworzył drzwi ptaszka nie widziałem i było mi smutno. Jeden pokoik, kuchnia i łazienka. I nie było telewizora. I byłem zły bo nie mogłem obejrzeć wieczorynki. Pokazał mi balkon, i panoramę lasów. Niebo było już ciemne i wszędzie się świeciły latarnie. Bardzo mi teraz tego widoku brakuje... Na następny dzień, dziadek zabrał mnie na politechnikę, i pozwolił grać na komputerze, pokazał pana portiera i powiedział że mam być grzeczny. Potem poszliśmy na daleki spacer do lasu. Właściwie to chodziliśmy tylko na dalekie spacery do lasu. Ale bardzo mi się tam podobało. Jak się myłem dawał mi pianę do golenia, że bym umył sobie ręce pianą. Pierwszy raz myłem ręce pianą do golenia, i bardzo mi się to podobało. A jak dziadek zabierał też mojego kuzyna to razem bawiliśmy się pianą do golenia dziadka, aż się skończyła, i dziadek musiał kupić nową.
Chodziliśmy do sklepu po oranżadę, a kiedyś kupiłem sobie za dwadzieścia złotych aparat fotograficzny. Kupiłem kliszę, zrobiłem zdjęcia, i otworzyłem, bo myślałem że będzie je widać.
Chodziliśmy na dworzec patrzeć na stary gołębnik, albo do źródełka w lesie, skąd braliśmy wodę.
I za blokiem dziadka, było widać to z balkonu, były szare baraki z blachy falistej. Kiedyś były tam jakieś biura czy coś.
Pamiętam jak kiedyś pojechałem z Dziadkiem do Zielonej góry i był tylko jeden barak. Później zbudowali taki wielki biurowiec z niebieskimi oknami. I byłem zły, bo zasłaniał mi las! To był mój azyl. Później jeździłem tam z mamą jak ojciec był narąbany i robił złe rzeczy. To jechaliśmy z dziadkiem i mamą. A raz to nawet pojechała z nami babcia i pies dziadka. Później dziadek dostał stary mały telewizor kolorowy, co był u mnie w domu kiedyś. Miał sześć kanałów. A dziadek zrobił do niego pilota! Z kija, i naciskał kijem guziki. Ale ja nie potrafiłem robić tego tak jak dziadek.
To był mój azyl. Szafrana siedem, mieszkania trzydzieści sześć, na piątym piętrze, w zielonej klatce schodowej, z ptaszkiem co był zamknięty w takim mały białym pudełeczku nad drzwiami, i ćwierkał jak się naciskało dzwonek.
Pamiętam jak dziadek z babcią mnie zabrali ostatni raz. Wtedy jechaliśmy już pociągiem Intercity, dostałem od stewarda batonik czekoladowy i bardzo się cieszyłem z tego powodu. Dziadek poszedł na politechnikę, a ja zostałem z babcią. Potem dziadek wrócił, i poszliśmy do jakiegoś urzędu. Byłą tam taka sztywna pani, co paliła papierosy, i jakiś łysy młody pan. Rozmawiali coś o jakiejś czystej księdze i o sprzedaży. Podpisali jakieś papierki, i zrobili wpis to tej czystej księgi. Okazało się że wtedy, co ja siedziałem i się nudziłem, jak babcia podpisywała z dziadkiem jakieś papiery, które były im zabierali, że to mieszkanie zostało sprzedane.
Zawsze chciałem tam wrócić, i jak bym tylko mógł, to bym tam wrócił.
Na ulicę moich marzeń. Szafrana siedem przez trzydzieści sześć...